Rozdział 5
Właśnie leże na łóżku i rozmyślam o tym co wczoraj zobaczyłam. Próbuję sobie to poukładać, al to nie takie proste. Jednego dnia tracisz dwie najważniejsze osoby w twoim życiu.
Opiszę wam całą sytuację zaistniałą w gabinecie. Weszłam po wywołaniu przez miłą pielęgniarkę Rose. Usiadłam na bardziej stabilnym krześle niż to w poczekalni.
-Witam- powiedział za poważnie dr. Blair.
-Dzień dobry- starałam się nie rozpłakać.
-Wiesz, że muszę zadać te pytania. Czy wiedziałaś, że ona je bierze i czy ty też?- Zapytał z irytującą powagą.
-Nie, oczywiście, że nie!!!-Krzyknęłam przez płacz.Bardzo zabolały mnie te pytania.
-Luiz będzie musiała być przez jakiś czas na oddziale psychiatrii.- Spojrzał na mnie takim wzrokiem, który mnie zabolał.- Powinna na jakiś czas stąd wyjechać. Jesteś jej przyjaciółką?
-Tak jestem i tak mogę oczywiście, w czasie ferii- odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Dobrze.
-yyy.... Mogę ją zobaczyć? I ona z tego wyjdzie?- Przy tym drugim rozpłakałam się.
-Tak możesz. Proszę siostro Rose. Zaprowadź ją do sali nr 16. Do tej narkomanki.- Załamałam się, był bez skrupułów.
Wyszłam zapłakana i poszłam z siostrą Rose do stolika nr 16. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam moją przyjaciółkę. Na łóżku leżała Luiz z bladymi ustami i trupio bladą twarzą i dłońmi, nie naturalnie spadającą kaskadą loków i zamkniętymi oczami. Z jednej strony chciałam za wszelką cenę zobaczyć jej oczy, a z drugiej bałam się zobaczyć te mętne oczy bez życia. Złapałam ja za rękę, zaczęłam płakać i wykrztusiłam "czemu to zrobiłaś?". Wyszłam, bo siostra Rose kazała mi już wyjść, bo na razie powiedziała także, że mogę już jechać do internatu. Zadzwoniłam do pani Laury i ona po mnie przyjechała, i tak znalazłam się tu o godzinie 11.59. Wiadomo, że nie mogłam zasnąć. Najpierw przyszedł na godzinę Hugo, żeby mnie pocieszyć. Nie udało mu się, czym jestem zaskoczona. Później przyszedł Joshua. Zaskoczyło mnie to, że potrafił mnie pocieszyć. Powiedział, że wie, że jest mi ciężko i, że muszę wziąć się w garść dla Luiz i że mam jego i Hugo I wiedzą o tej podłej Caroline. To są jego słowa, anie moje. Ja jeszcze nie umiem tak o niej powiedzieć.
Napiszę dzisiaj wieczorem.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Kolejny rozdział pojawi się w środę. Proszę o reklamę tego bloga. Sorki, że taki krótki
Faaajny ;D
OdpowiedzUsuńŁoo, na początku myślałam, że będzie nudno, ale się rozkręciłaś kobieto !;)
OdpowiedzUsuńBiedna Alice: najpierw Caroline, potem Louiz.... Czekam na nn i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDzięki wszystkim, którzy czytają każdy rozdział.
OdpowiedzUsuńTo takie smutne.. ; [ . Współczuje Alice.. Spotkało ją coś okropnego..
OdpowiedzUsuńNa prawdę zaciekawiłaś mnie opowiadaniem .